Będąc w tym roku na Chorwacji od początku było pewne, że nie wytrzymam cały czas na plaży, biernie odpoczywając. Góry, które tam widoczne były nawet znad morza pociągały mnie swoim powabem, a niektóre z nich wprost wchodziły pod morskie fale. Napatrzywszy się na nie z dołu, postanowiłem pochodzić po nich i zobaczyć panoramy, także otwartego morza z jakiegoś szczytu. Zwiedzając okolice zauważyłem, że rośnie tam zupełnie inna roślinność niż w polskich górach – śródziemnomorska i nie ma typowych dla Polski pięter roślinności. Próbując dostać się na niewielkie wzgórze Kremik, co opisałem tutaj przekonałem się, że te krzewy, niskie drzewka, a nawet suche trawy są bardzo ostre, a kontakt z nimi grozi czasami otarciami, albo zadrapaniami. Dlatego za swój cel wybrałem górę, na wierzchołku której stały widoczne z daleka metalowe wiatraki. Słusznie się domyślałem, że musi prowadzić tam droga. Obczaiłem trasę i wyruszyłem na swój pierwszy chorwacki szczyt z miejscowości Grebastica, a konkretnie z przysiółka Baselovici, gdzie zostawiłem samochód.
Grebaštica jest małą malowniczą miejscowością, położoną w odległości 15 km od Šibenika, w zatoce w pobliżu półwyspu Oštrica. Od północnej strony otaczają ją właśnie półwysep Oštrica, a od południowej wyspa Tmara. W Grebašticy znajdują się żwirowe plaże i typowa śródziemnomorska roślinność. Pierwsze wzmianki o miejscowości pochodzą z 1298 roku i występuje w nich pod nazwą „Grebac”. Ruiny rzymskich budowli, a także kamienne wieka rzymskich sarkofagów znalezione na miejscowym cmentarzu, obok kościołów świętego Piotra i Najświętszej Maryi Panny, nie pozostawiają wątpliwosci iż była niegdyś rzymską wioską. Z tego to miejsca wyruszyłem na górę wzdłuż kamienistej drogi, którą wcześniej zauważyłem, jako prowadzącą na pasmo Orlice. Tam zamierzałem dotrzeć, na zawrotną wysokość 509 m. Nowe dla mnie pejzaże, zupełnie odmienne niż u nas oraz widoki na piękne morze gwarantowały radość z wędrówki. Krajobrazy inne, ale bardzo ładne powodowały, że z zaciekawieniem pokonywałem każdy krok. Bacznie jednak zważałem przy tym na drogę, żeby nie poranić sobie gołych nóg. Z czasem droga zamieniła się w wąską dróżkę i doprowadziła mnie na przełęcz, gdzie i ona zaginęła wśród bujnych traw i przeróżnego zielska.
Osiągnąłem już pewną wysokość, a widoki dookoła były bardzo ciekawe, ale to zobaczycie sami na zdjęciach. Szybko odnalazłem ścieżkę, która prowadziła na pierwszy wierzchołek tego nadmorskiego pasma. Więc jednak ktoś tutaj chodził, choć po pierwszych spacerach na Kremiku myślałem, że chorwackich gór to nikt nie zdobywa. Wkrótce zdobyłem swój pierwszy tutejszy nienazwany szczyt, co poznałem po kopczyku w najwyższym punkcie. Kilka fotek i ruszyłem dalej, gdyż moja ledwo widoczna wśród traw ścieżynka wija się dalej w kierunku kolejnego szczytu. Niedługo i jego wierzchołek osiągnąłem, spotkawszy tu nawet kamienny wiatrochron. Pomyślałem sobie, jejku pewnie nawet na Chorwacji znajdują się maniacy, którzy wychodzą na najwyższe góry na zachody, czy wschody słońca. Z tego miejsca zacząłem schodzić w dół w stronę widocznej w oddali wioski. Ja jednak zamierzałem ją minąć górą i atakować odrazu najwyższy szczyt całego pasma nazwanego na mapie Skarbca.
Tutaj jednak zaczęły się trudności, gdyż ścieżka całkiem zanikła i musiałem przedzierać się między krzewami, bacząć na luźne kamienie i ostre chwasty. Jakoś udało mi się dostać na kolejną przełęcz i tam spotkała mnie niespodzianka! Pojawił się czerwony szlak dobiegający z wioski, którą widziałem w oddali wcześniej i już w miarę wygodnie mogłem ruszyć na najwyższy szczyt pasma. Upał tego dnia, a wyruszyłem popołudniu doskwierał mi coraz bardziej, tak że wydawało mi się, że nie dotrę do upragnionego celu. Jednak jakoś udało się i po 2,5 h wędrówki zdobyłem Orlice. Na rozległym wierzchołku, a właściwie kilku stały potężne metalowe wiatraki prądotwórcze, a między nimi w najwyższym punkcie niespodziewanie odnalazłem betonową wieżyczkę, która w razie niepogody mogła służyć za schronienie. Dostać się na ten punkt widokowy można było po metalowych schodach, a z boku czekał na strudzonego turystę nawet fotel.
Jak się okazało dobiegała tutaj szutrowa droga jezdna, ale z wioski po drugiej stronie masywu. Z tego powodu nie byłem na szczycie sam, gdyż spotkałem tu miłego Chorwata, który wyjechał sobie na wierzchołek swoim zgrabnym seicento. Porozmawialiśmy, miejscowy objaśnił mi co widać dookoła i po odpoczynku i posiłku oraz pamiątkowych fotkach rozpocząłem odwrót. Wracałem tą samą drogą na przełęcz, gdzie spotkałem czerwony szlak i dalej także postanowiłem się niego trzymać, gdyż miałem już dość przedzierania się po bezdrożach. Szlak sprowadzał mnie w dół, z boku widocznej z góry wioski i tak dotarłem do asfaltowej drogi, która prowadziła w głąb doliny u podnóża Orlicy z Grebasticy. Nią miałem wracać zgodnie ze szlakiem do samochodu. Czekało mnie dobre kilka kilometrów marszu w spiekocie dnia.
Miałem jednak szczęście i kolejny miły Chorwat podwiózł mnie prawie pod sam samochód. Tak zakończyłem swą pierwszą przygodę z Górami Dynarskimi, ale mam nadzieję, że nie ostatnią. Pozostał mi tylko powrót autem na nocleg. Przekonałem się, że chodzenie po górach chorwackich w tym niemiłosiernym upale nie jest proste. Najlepiej wychodzić wcześnie rano i schodzić w dół przed największym gorącem. Nie jest jak w Polsce, że im wyżej tym zimniej. Tam wyżej, to znaczy bliżej słońca, czyli bardziej przypieka, przez cały czas, bo nawet las nie chroni. Nie ma co liczyć także na chłodzący wiatr, bo takowy jest nad samym morzem, a im dalej w głąb lądu, tym powietrze jest bardziej gorące. Ale to były moje pierwsze doświadczenia z górami na południu Europy, wszystkiego trzeba się uczyć. Zapewne nie wiem jeszcze wszystkiego. Na koniec zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć. Ładne fotki możemy teraz wykorzystać do wykonania tapety, np. tu http://fototapetynawymiar.com/. Z górskim pozdrowieniem
Marcogor
[See image gallery at marekowczarz.pl]